wtorek, 20 stycznia 2015

nie wierz nigdy kobiecie...

Tytuł piosenki budki suflera idealnie oddaje początek naszego pobytu w Torres del paine. I nie chodzi mi o Żonę a o przemila Panią z dworca. Gdy tutaj dotarliśmy przezornie(jak nie my) kupiliśmy bilety do parku i potem do el calafate. Mimo ze byliśmy w Chile za wszystko zapłaciliśmy argentyńska waluta. Nie omieszkalismy przy tym zapytać czy w parku także możemy płacić argentyńsko pesos odpowiedz byla jednoznaczna si si si. Wiec nie zwracaliśmy sobie głowy wymiana walut. Następnego dnia gdy dotarliśmy do granicy parku 120 km od cywilizacji usłyszałem od Kasi znane mi juz z tej podróży zdanie, "Wojtek, jestesmy w dupie". Okazało się że nie można płacić argentyńska kasą i co gorsza nie ma jej gdzie wymienic. Na szczęście żona wyuczyla się pięknie "proszę" po hiszpańsku i jej wdziękom nie oparł się kierowca autobusu który wymienił nam parę tysięcy pesos. Byliśmy uratowani! Pierwszy dzień przebiegł jak z platka dotarliśmy do chilieno i wieczorem zobaczyliśmy Torres Del Paine - imponujący masyw skalny. Następnego dnia nic nie zwiastowało katastrofy, Zona niczym raczą Lama minela do przodu, ja za nią powloczylen nogami niczym wierny muł. Patrzyłem tylko ze współczuciem nas biedne konie które uginały się pod ciężarem spasionych Brytyjczyków i ich bagaży. Jednak pod morskiego oka po Chile jedno się nie zmienia. Gdy w grę wchodzą pieniądze prawa zwierząt do godnego życia schodzą na drugi plan... Drugi dzień skończył się dla nas po ok 8 godzinach marszu w campingu Franches nie bylo to nasze miejsce docelowe ale na więcej nie mieliśmy siły. SŁOŃCE powtórnie dało się nam we znaki pozbawiając chęci ma zrobieni choćby jescze jednego kroku. Pobyt we Frances kosztowało nas 18k pdsos chilijskich - dobrze ze wymieniany więcej! Bo oczywiście i tutaj argentyńska waluta płacić nie można! Po odpoczynku kolejnego dla ruszyliśmy dalej niestety zrezygnowaliśmy z przejścia doliny Frances co jednak okazało się bledem, ale dopiero dzień później. Dotarliśmy do kolejnego campingu już bez większych problemów i zrobiliśmy tego samego dnia ostatnia część treningi W. Poszła nam ona nad wyraz szybko trasę planowana na 7(!) godzin my zrobiliśmy w ok 3h. Gdybyśmy wiedzieli ze ten czas na mapie jest tak zanizony zrobilibyśmy tego dnia brakujący fragment ten zostawiając sobie na dzisiejszy poranek. Cóż... Żadne z nas nie jest prorokiem. Dzis zostało nam tylko spakować się i popłynąć do miejsca w którym czekal na autobus. Mi udzieliła się tutejsza maniana i pomyliłem godziny odjazdu katamaranu. Gdy maszerowalismy pełni rezonu na przystań(bylem pewien ze mamy jescze ponad 20 minut) katamaran wzial się i odpłynął... Następny był za 2h 30 min wiec sobie posiedzieliśmy... Teraz siedzimy ponownie w hostelu w Puerto Natales i czekamy na jutrzejszy autobus który zabierze nas do el calafate.... Ale to nie wszystko... Przychodzi Polak do Palestyńczyka W sercu Chile i mówi "chce się obciąć" - brzmi jak początek dowcipu, ale nie-tak wlasnie dzis bylo - zaliczyłem strzyżenie. Zaskakująco latwo udalo mi się z nim dogadać biorąc pod uwagę ze żaden z nas nie rozumiał drugiego. Żona śmieje się ze jestem obcięty jak Chilijczyk ale zawsze mogło być gorzej. Pobyt w parku obfitował w ciekawe spotkania, począwszy od spotkania gościa z wielkim godlem polski na plecaku który okazał się Hiszpanem chodzącym także w koszulce z polskim napisem oszczędzaj wodę. Okazało się że był częstym gościem w koninie gdzie mieszkała jego była dziewczyna - polka. Na szlaku poznaliśmy także parę Niemców/Austriaków, gdyby Niemcy w 39 tak czytali mapę jak oni pewnie napadli by na Norwegię myśląc że atakują Polskę, Ci na szczęście jakimś cudem w końcu się odnaleźli, ale trzeba przyznać że zgubić się na trekkingu w jest równie trudno co na autostradzie. Po dotarciu do ostatniego campingu spotkaliśmy poznanego Jeszcze w Ushuaia Izraelskiego artylerzysta Itana wraz z malomownym kompanem-rodem z sąsiadów. Itan może przyjedzie do polski - sympatyczny gość. Gdy Żona zwiedzała stragany z rękodziełem poznaliśmy rzemieślnika którego żona ma na imię bursztyn - jej babka byla polka, a ona urodziła się we Francji. To by było na tyle dzisiaj na deser piąte zdjęć Z ostatnich dni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz