piątek, 16 stycznia 2015

jestesmy w Chile

Udalo się, jestesmy w Chile! Jednak o maly wieś nie wsiedliśmy do autobusu odjeżdżającego z Ushuaia do Rio Grande. W Argentynie nic nie jest tak proste jak się wydaje... Wczoraj poszliśmy do firmy tosqa aby kupić bilety, a tam powiedziano nam ze ich autobus jest już pelen, po krótkiej pielgrzymce po innych firmach udalo nam się kupić bilety winnej firmie. Gdy o 5 rano na drżeć podjechał autobus tosqi nawet przez myśl nam nie przeszło ze to nasz środek transportu jednak po chwili postanowiliśmy zapytać kierowcę czy to aby nie z nim jedziemy. Odepchnął nad i pokazał ze nie... Ale! Przy drugiej próbie zasięgnięcia informacji powiedział 'si' wiec wsiedliśmy... Autobus oddal się pelen znajomych twarzy, izraelitów z hostelu, sympatycznej pary z Anglii i jakiejś wymiotujacej przez 30 minut party Argentyńczyków... No nic to udalo się i pojechaliśmy. W Rio Grande gdzie mieliśmy pierwsza przesiadkę Zona zapoznała grupę Niemców w której jedna osoba okazała się polka, co później poszło się bardzo ważne. Z Rio jechaliśmy do pojda Arenas przekraczając chilijska granicę i zaliczając 25 minutowy rejs promem.w punta Arenas mieliśmy mieć 3 godzina przerwę ale dzięki polce dowiedzieliśmy się ze jest wcześniejszy autobus który odjeżdża zaraz po naszym przyjedzie. Wszystko pięknie ale na ten autobus był tylko 1 bilet ... Jednak po raz kolejny uśmiechnęło się do nad szczęście i ktoś nie zjawił się i oba ostatnie miejsca zajęliśmy my.w ten już o 21 byliśmy w Puerto Narales. Na miejscu przezornie kupiliśmy bilety do El Calafate na 22 stycznia a na jutro bilety do piątku e którym siedzimy najbliższe 4 dni także nie spodziewajcie się aktualizacji bloga aż do 22 chyba ze gdzieś po drodze wifi. Teraz leżymy w hostelu blisko dworca i jutro o 7 jedziemy na dłuższy trek(nareszcie) Kilka uwag dotyczących Argentyny i Chile. Miłośnik pepsi ma tutaj przesrane! Tylko cola! Krzysiek pewnie by się cieszył :) Nikt nie miasto po angielsku a jak wydaje mu się ze mówi to ma rację- wydaje mu się. NSZ szczęście w Żonie obudził się maly lingwista i zajęte strata się porozumiewać po hiszpańsku co muzę przyznać nawet jej się udaje. Tyle na dziś, weny brak a i 16 godzin w autobusie robi swoje. Najważniejsze ze był stek... Tym razem z lamy! Poniżej kilka zdjęć z wyjazdu jakie zrobiłem telefonem nic wielkiego ale zawsze coś. Aga!!!Lukasz!!!! Jak nasze koty? Napiszcie proszę w komentarzu lub smsem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz